środa, 2 kwietnia 2008

Shibowe przytulanki

Jestem pod wrażeniem, w jaki sposób Shiba udowadnia swoją miłość. Nie zawsze udaje mi się odczytywać jej mowę w sposób właściwy, wielu rzeczy pewnie nie widzę, ale wczoraj zauważyłam pewne regularne zachowanie.
Żadna z moich panien nie jest typem miziaka, który będzie leżał podwoziem do góry i przez pół godzinny poddawał się pieszczotom. Krety w zasadzie możnaby nie dotykać. Nie lubi podnoszenia, łapania, głaskania, całowania. Sama dawkuje ilość dotyku - usadza się na ramieniu, wchodzi na kolana (byle tylko nie głaskać, bo zejdzie). Shiba natomiast ceni sobie kontakt fizyczny, ale na swój sposób. Wspomniane regularne zachowanie zauważyłam wczoraj, tzn. zakwalifikowałam je do nieprzypadkowych:
Siedzę po turecku na podłodze. Shiba wskakuje na jedno udo, przełazi pod głaszczącą raz ręką, zbiega. Wskakuje na drugie udo, przechodzi pod ręką, zbiega. I tak w kółko. Kiedy wskoczy na udo, a ja jej nie pogłaszczę - staje słupkiem i szuka ręki. Pogłaskana wraca do zabawy.
Takie rzeczy uświadamiają mi, że Shiba jest tak w 100% moja. Akceptuje mnie w pełni, może nawet trochę lubi (codziennie otrzymuję całuski w policzki, usta i nos). Przychodzi na zawołanie z radością. Sama wchodzi pod rękę. Jest między nami wyraxna więź.
A Kreta, no cóż... Kocham ją tak samo jak Shibę, ale czuję, że jest równie moja. Powiedziałabym, że mnie toleruje. Może ona jest taka zamknięta w sobie, może ja za dużo oczekuję, nie wiem. Każda minuta, kiedy Kreta jest ze mną i pozwala się głaskać jest dla mnie jak święto. Nie wiem jak mogę poprawić nasze relacje.

Uff, ale sie rozpisałam. Takie mnie dzisiaj refleksje naszły...

Brak komentarzy: