sobota, 15 października 2011

Pavan [']

Photobucket

Mój mały miś, wyczekana szyszunia [']

Pamiętam, jak odbierałam go z dworca Zachodniego. Było tak zimno, jechałam autobusem 40 minut. Pamiętam te jego wielkie uszyska. Wszystko robił tak ostrożnie, lgnął do psa. Nie był miziakiem, ale to on najwięcej czasu spędzał na moim karku. Nie raz potrafił grzać mi szyję przez cały czas "wybiegu".
Pavan miał za sobą dwie operacje - wycinanie naczyniakowłókniaków. W poniedziałek miał mieć kolejny zabieg. Cieszyłam się, że jak go wytniemy, to będzie spokój na jakiś czas. Cieszyłam się, że wczorajsze usg dało dobre wyniki.
A dziś znalazłam go sinego, duszącego się, umierającego na dnie klatki. Zadławił się jakimś cholernym ziarnem. Nie umiałam pomóc i tak trudno sobie to wybaczyć.
Tak trudno mi uwierzyć, że go już nie ma. Los mnie potwornie oszukał, zakpił zabierając go w takim momencie.

1 komentarz:

Julia pisze...

Biedny szczurek, szkoda, że umarł :<