wtorek, 6 marca 2012

13 lutego 2012 - Exio [']

Nie wiem od czego zacząć, bo chyba nie chcę się żegnać :(

Photobucket

Może od tego, że pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Tuż przed moim wyjazdem do Włoch. Klęknęłam przed duną, Emilka otworzyła wieko, a ja zanurzyłam rękę we wnętrzu. Podbiegłeś do mnie pierwszy i łapczywie lizałeś moją dłoń. Chwilę później okazało się, że ty to Ty, mój wyczekany, dumbouchy, selfowy rudzielec.
Pamiętam jak oswajałeś się z nowym domem i chłopcami. Jako jedyny wtulałeś się w rękaw i mrużyłeś oczka głaskany. I ciągle całowałeś mnie po rękach, jakbym była z cukru.
Pamiętam, kiedy między nami się zepsuło. Niepotrzebnie zatapiałeś zęby w Pylowej ręce. Po co? Przecież to nie w Twoim stylu... Ja straciłam zaufanie, a Ty bardzo chciałeś je odbudować. Byłeś w tym niesamowicie konsekwentny. Nie rozumiałeś czemu zabieram dłoń sprzed twojego nosa, przecież nie chciałeś mi nic złego zrobić. Chciałeś tylko liznąć. Szkoda, że tak długo zajęło mi zrozumienie Twoich intencji.
Moja lizaweczka najdroższa. Tylko po to potrafiłeś przybiec z drugiego końca wybiegu - żeby dać buziaka. Nikt nie miał tak miękkiego łebka stworzonego do głaskania i całowania. Nikt tak nie pulsował oczkami jak Ty.

Kochany, nie ma Cię od 4 godzin, a ja tęsknię już przeokrutnie. W głowie mam mnóstwo pytań: co było gdyby? A co jeśli? A może trzeba było? A może nie trzeba było? To przecież nie był Twój czas. Przecież miałeś wychowywać młodzież.



Tak bardzo chciałabym Cię jeszcze raz przytulić ;(

Historia Exia

3 lutego:
Jakiś czas temu Exio zaczął porfirynić. Lekko. Uznałam, że to stres łączenia albo przeziębienie (nie gruchał), więc zajęłam się wspomaganiem jego odporności. Jednak porfiryny było coraz więcej. Szukałam łączeniowych dziabów, ale szczur był cały. Kiedy zauważyłam, że bardzo schudł zapisałam się do weta, ale dopiero na przyszły poniedziałek. Wczoraj wieczorem Ex był już cały czerwony od porfiryny i miał widocznie opuchnięty pyszczek. Lekko śmierdział.
Dziś rano pojechałam wyjątkowo do Ogonka. Rudzielec waży - uwaga - 480 gramów. To olbrzymi spadek wagi. Musiał nie jeść w ogóle :(
W pierwszej chwili dr Kliszcz zauważył przerośnięte siekacze, które drażnią policzek. Po zastanowieniu uznał, że to jednak wtórny problem. Exio dostał głupiego jasia, doktor spiłował zęby, zrobił rtg i przyjrzał się paszczy. Najpierw powiedział, że Exio nie ma zębów. Potem na zdjęciu wyszło, że jednak ma, ale muszą kryć się pod jakąś opuchlizną czy innym tworem. W pyszczku była mocno krwawiąca, pokryta martwicą tkanka - rozkładała się razem z resztkami jedzenia (to ona tak śmierdzi). Na zdjęciu nie widać zmian w kościach.
Ostatecznej diagnozy nie mamy. To może być zapalenie spowodowane wbiciem się czegoś ostrego w policzek, a może być też zmiana nowotworowa. Ale guza czy ropnia brak. Póki co przez trzy dni mam leczyć to jak zapalenie, a jak stan Eksia się nie poprawi, to będziemy główkować.

7 lutego:
Wczorajsza wizyta u weta znowu nic nie pokazała. Exio schudł od piątku tylko 15 gramów. Mniej porfiryni, obrzęk policzka zmniejszył się, a zmiana z twardej zrobiła się taka "poduszkowata". Misio jest cały czas obolały - siedzi napuszony z przymkniętymi oczkami. Zęby mu przerastają, bo nie może jest twardego. W ogóle ledwo co je, bo ma szczękościsk. Wczoraj miał znowu robione rtg paszczy, wszyscy weci obecni w lecznicy zaglądali mu do pyszczka. Tyle, że niewiele dało się zobaczyć, bo nie można otworzyć mu buziaka. Udało się rozchylić mu pyszczek tylko na 10 stopni. Nie ma ropy, nie ma guza, kości całe.
Wczoraj zostało mi zaproponowane eksperymentalne szukanie diagnozy. Trzeba by rozciąć mu pychola i zobaczyć mięśnie. Tylko, że to byłoby na zasadzie "rozetniemy i zobaczymy albo nie zobaczymy". Taka ruletka z dziesięcioma tysiącami możliwości.

Dla mnie to było za dużo niewiadomych, a na jednym zabiegu się nie skończy. Nie chciałam ryzykować jego cierpienia dla eksperymentu i jeszcze wczoraj byłam gotowa się z nim żegnać.

Dziś, dzięki Emilce i Robertowi (hodowla SunRat's), Exia obejrzała i chyba zdiagnozowała dr Rzepka z MedicaVetu. I znalazła coś, czego nie widzieli inni lekarze - zwichnięcie w stawie skroniowo-żuchwowym. Póki co nie można go nastawić, bo staw jest opuchnięty. Z opuchlizną będziemy walczyć tydzień. Co dalej - nie wiadomo. Jeśli uda się nastawić staw to nie musi oznaczać sukcesu. Być może będzie wypadał, nie wiadomo co ze ścięgnami, nie można wykluczyć zmian nowotworowych...

Ale jestem dobrej myśli! Misio będzie ze mną jeszcze tydzień i to jest jego tydzień. I być może skoro dostał dziś szansę, to zostanie w pełni wykorzystana? Bardzo bym tego chciała.

10 lutego:

Wczoraj Ex ważył 430 gramów. Same kości. On już nic nie je :(

Brak komentarzy: