czwartek, 26 czerwca 2008

Wzdych...

Kretka znowu ma gorsze dni. Z Royala zamiast psiej dostaliśmy kocią karmę hypoalergiczną. Białko miało być jakoś rozbijane na niewykrywalne polipeptydy czy coś takiego, a tymczasem żadnej poprawy. Rana na plecach znowu się paprze :-( Tylko szkoda mi czarnucha, bo nic poza granulatem zjeść nie może, a widać, że ma na coś ochotę (ostatnio znalazła pająka za szafką i go pożarła).
Do Shiby kończy mi się cierpliwość czasem. Ja naprawdę wszystko jestem w stanie zrozumieć i sobie wyjasnić. Niech sobie baba buduje te gniazda, niech sobie szatkuje szmatki, niech odgryza zaciski. Tylko czemu robi to w ramach jakiegoś dziwnego opętania? W "dni rodzenia" mam małego szatana, nie szczura.

Brak komentarzy: