niedziela, 19 czerwca 2011

aktualizacja z 20 marca

Wczorajszy dzień nie był zbyt fortunny. Przy śniadaniu usłyszałam szamot i pisk w klatce. Najpierw nie zwróciłam uwagi. Za chwilę zobaczyłam, że Ex ma czerwonawe oko. Wyjęłam go i omal nie zemdlałam. Było całe we krwi! Byłam pewna, że dostał pazurem w oko. Chciałam wierzyć, że to porfiryna, no ale kurcze, po tylu latach przecież umiem odróżnić krew od porfiryny. To coś było jasnoczerwone i płynne. Ale, że źródła krwawienia nie mogłam zlokalizować wszystko było jeszcze dziwniejsze (curiouser and curiouser). Ex poszedł na chwilę do duny. Dopiero jak po raz drugi sprawdzałam oko, które, jak się okazało, było jednak zalane porfiryną, a nie krwią, zobaczyłam, że Ex ma dziurę w policzku. Głęboką, ale ciętą ukośnie, długości akurat dwóch siekaczy. Widać ją było dopiero po naciągnięciu skóry. Najpierw spanikowałam, ale potem stwierdziłam, że takich rzeczy się chyba nie szyje, bo za małe. Przycięłam trochę sierść (minimalnie, bo się wiercił rudzielec), przemyłam rivanolem i odstawiłam do duny. Wieczorem rana była już sklejona, więc mam nadzieje, że niedługo nie będzie po niej śladu.

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Brak komentarzy: